Dzisiaj przypadała moja zmiana w Sunshine Senior House, największym domu opieki w mieście. Zajmowałam się tutaj osobami w podeszłym wieku, które cierpią na różne nowotwory. Lubiłam tę pracę, pozwalała mi odciąć się od współczesnego świata i tego pędu na każdym kroku. Uśmiech na twarzach moich pacjentów dawała mi ogromną satysfakcję i energię do dalszego działania. Mimo młodego wieku od zawsze zawód lekarza był czymś, co chciałam robić i nigdy to się nie zmieniło.
Właśnie przygotowywałam zastrzyk dla pani o imieniu Melanie. Cierpiała ona na zapalenie płuc, które w jej wieku było dość ciężką chorobą, tym bardziej, że nie mogła nam powiedzieć jak się czuje przez Alzheimera, który zabrał całą jej pamięć. Zawołałam dodatkowo dwie siostry do pomocy, gdy nagle poczułam lekkie wibracje koło uda. Zerknęłam przepraszająco na obydwie panie i szybkim ruchem wyjęłam telefon spod fartucha. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojego brata - Jareda. Zwykle to on odbierał mnie z pracy i wiedział, że od 12 do 20 nie mogłam rozmawiać, więc tym razem musiało się chyba coś stać.
-Halo? - szepnęłam jeszcze raz spoglądając na Melanie.
-Słuchaj Spence, nie mogę cię dzisiaj odebrać, muszę załatwić kilka spraw z Ashtonem, ale jak chcesz to Luke zaoferował, że z chęcią mnie dzisiaj zastąpić, co ty na to? - perspektywa samotnego powrotu przez pół miasta o północy nie za bardzo mi się podobała, więc bez zastanowienia się zgodziłam.
Ashton i Jared to najlepsi przyjaciele jeszcze z czasów dzieciństwa. Nasi ojcowie pracowali razem przez kilka lat i raz po raz spotykaliśmy się całymi rodzinami na obiadach, wyjeżdżaliśmy na wakacje. Zmieniło się to dopiero, gdy mój brat i on poszli do liceum, a następnie na studia. Niestety Ashton już po pierwszym roku zrezygnował z nieznanych mi powodów, lecz z pewnością nie przez brak pieniędzy. Nie wiem dokładnie, czym zajmują się jego rodzice, ale jestem wręcz pewna, że mają jakieś bardzo wysokie posady przynoszące duże dochody. To on jako jeden z pierwszych pochwalił się czarnym Range Roover'em, którego wprost nie dało się niezauważyć, chociaż nie sądzę, żeby Ashton'owi zależało na jakiejkolwiek sławie. Był typem chłopaka, który lubił się bawić tylko w swoim towarzystwie - miałam kilkakrotnie okazję być z nim i Jared'em na imprezie, chociaż na co dzień wyglądał jakby nie miał ochoty z kimkolwiek rozmawiać i jeszcze okazywał to w dość dobitny sposób. Nikt nie wiedział, dlaczego on taki jest i również niezbyt dużo osób chciałoby się dowiedzieć - w tym ja.
Z rozmyśleń mnie wyrwał głos jednej z pielęgniarek, która spoglądała na mnie zdenerwowanym wzrokiem. Potrząsnęłam lekko głową, chcąc kompletnie powrócić do rzeczywistości i ponownie nałożyłam obcisłe, lateksowe rękawiczki, które silnie opinały moją skórę, by nareszcie zrobić zastrzyk pani Melanie.
-Proszę się nie bać, za chwilę będziemy mogły wrócić do sypialni, tak? - uśmiechnęłam się ciepło do Melanie, która na widok metalowej igły zaczęła wyrywać się z mocnych uścisków pielęgniarek. Wprawnym ruchem wbiłam igłę idealnie w żyłę po czym wyjęłam ją dezynfekując przy tym delikatnie powstałą rankę. Podziękowałam siostrom za pomoc i łapiąc za rączki od wózka skierowałam się w stronę pokoju numer 320.
Te dodatkowe 4 godziny dyżuru zleciały dość szybko, lecz kończąc moją pracę byłam już doszczętnie zmęczona i najchętniej położyłabym się od razu do ciepłego, wygodnego łóżka.
Przekręciłam kluczyk w zamku od mojej szafki, w której trzymałam fartuch i kilka innych drobiazgów. Wreszcie gotowa ruszyłam w kierunku drzwi włączając przy tym dźwięk w telefonie. Zbiegłam szybko po schodach i zaczęłam się rozglądać za Lukiem. Po chwili zauważyłam czarne audi, z którego wysiadał znajomy, wysoki blondyn. Ubrany był tak jak zawsze w mocno zużyte, czarne conversy, przetarte rurki tego samego koloru i koszulkę jego ulubionego zespołu - Nirvany, która lekko opinała jego umięśniony tors. Wyglądał genialnie, a kolczyk na dolnej wardze dodawał mu efektu "bad boy'a". Nie rozumiałam, czemu przyjaźnił się z takim dupkiem jakim jest Irwin, ale może nie znałam ich aż tak dobrze, by to zrozumieć.
-Cześć Spencer. - powiedział swoim pięknym, niskim głosem otwierając przede mną drzwi od swojego auta
-Uhm, hej Luke. - pomimo,że nie byłam zazwyczaj wstydliwa, to ten chłopak prowadził moje myśli do obłędu i wprost nie mogłam myśleć racjonalnie, gdy był gdzieś obok mnie.
Usiadłam na wygodnym, skórzanym fotelu i zamknęłam za sobą drzwi. Nigdy nie fascynowałam się autami, lecz dało się zauważyć, że ten samochód nie należał do najtańszych.
-Jak tam praca, podoba ci się? - spytał siadając po mojej lewej stronie. Przekręcił kluczyki w stacyjce, a silnik zaczął delikatnie warczeć.
-T-tak, bardzo lubię spędzać tutaj czas i powoli przestaję to traktować to jako moją pracę tylko hobby. - spojrzałam w jego stronę lekko się uśmiechając, gdy blondyn był mocno skupiony na jeździe. O tej porze ulice Sydney były kompletnie opustoszałe, w przeciwieństwie do przeróżnych barów i pubów, w których trudno było o wolne miejsce. Lubiłam to miasto, urodziłam się tutaj i chciałabym mieszkać w przyszłości. Kochałam zgiełk metropolii, lecz praca ze starszymi pozwalała mi o tym wszystkim zapomnieć.
Skierowałam swój wzrok na Sydney Opera House, moje ulubione miejsce jeszcze z czasów dzieciństwa. Tysiące światełek podświetlały budynek, a odbijając się od wody dawały niesamowity efekt.
-Kiedy byłem mały to uwielbiałem tu przychodzić z moją mamą. - powiedział, gdy zobaczyłam jak się wpatruję w Operę.
Odwróciłam się w stronę blondyna, a ten nagle włączył kierunkowskaz i zjechał na pobocze.
-Spence, ja muszę ci coś powiedzieć. - głośno przełknął ślinę, a ja spojrzałam prosto w jego błękitne oczy, w których tonęłam za każdym razem, gdy na nie spoglądałam. - Ja specjalnie zaoferowałem, że zawiozę cię do domu, ponieważ.... ponieważ chciałbym cię o coś spytać.
Zbliżył swoją twarz do mojej tak, że potrafiłam wyczuć jego przyśpieszony oddech. Byłam tak zszokowana tym wszystkim, co się przed chwilą wydarzyło, że nie potrafiłam wypowiedzieć ani słowa.
- Spencer Anne Hollis, kocham cię od czasu, gdy ujrzałem cię po raz pierwszy, zawładnęłaś moimi myślami tak, że nie potrafię już myśleć jak normalny człowiek. Każdy dzień składa się z rozmyśleń o tobie, dlatego zrozumiałem, że nie mogę już dłużej czekać. Czy chciałabyś, żebym stał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i zgodzisz się pójść ze mną na randkę ? - powiedział jednym tchem, gdy ja wprost nie potrafiłam wydać z siebie żadnego głosu. Wszystkie te słowa, które przed chwilą usłyszałam wydawały się dla mnie jak jakiś niewyobrażalny sen, lecz to była prawda.
Dotknęłam dłonią jego policzek i jeszcze bardziej zbliżyłam moją twarz w jego stronę. Jeszcze nikt nie powiedział do mnie tak pięknych słów, że aż chciało mi się płakać. Nawet nie zauważyłam, gdy jego ciepłe wargi dotknęły moich, a ręce złapały w talii. Całowaliśmy się zachłannie, ledwo co łapiąc powietrze, czekaliśmy na to kilka lat. Przejechałam dłonią po jego pięknych, blond włosach, które przeze mnie były w kompletnym nieładzie. W tym momencie liczyła się dla nas chwila. Przerzuciłam nogi na stronę blondyna, gdy jego ręce błądziły po moich plecach. Ponownie wpił się w moje usta, jeszcze bardziej niż za pierwszym razem, gdy ja zaczęłam podwijać jego koszulkę ukazującą idealnie wyrzeźbione mięśnie.
-Spence, tak bardzo cię kocham. - wymamrotał cicho podczas składania na mojej szyi małych pocałunków, gdy nagle zorientowałam się do czego o mało nie doszło.
-L-luke, poczekaj, ja..- powiedziałam starając się lekko odsunąć od chłopaka. Kochałam go i chciałam z nim być, lecz na to będzie czas trochę później.
-Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz? - zaśmiał się i jeszcze mocniej ścisnął mnie w talii.
Nawet nie mogłam sobie w tym momencie wyobrazić, jak moje życie ulegnie zmianie.
--------------------------------
Dodajcie mnie na tt i będziecie dostawać informacje o nowych odcinkach :)
autorka------> @irwinmania94
fanfic------> @stalkerff
Genialne, czekam na więcej :) x
OdpowiedzUsuń